Dawaj nam każdego dnia naszego powszedniego chleba
(Łk 11:3)
Bóg który zaopatrywał swój lud
Śledząc dzieje ludzkości, możemy powiedzieć, że chleb jest symbolem codziennego pożywienia. Inne produkty spożywcze niewątpliwie urozmaicają nasze życie, ale myśląc o chlebie, większość z nas ma w głowie zaspokojenie jednej z najbardziej podstawowych potrzeb życiowych.
Takie myślenie jest zgodne z wyjątkowym zaopatrzeniem od Boga dla Jego ludu. W Starym Testamencie doświadczenie wędrówki Izraelitów po pustyni wymagało od nich całkowitej zależności od Boga w zaspokajaniu ich codziennych potrzeb. Jednym z najbardziej namacalnych sposobów, w jaki się tego nauczyli, było dostarczanie przez Boga manny z nieba.
Bóg wyraźnie powiedział swojemu ludowi, że codziennie będzie dostarczać mannę w ilości, która starczy tylko na jeden dzień. Nie wolno im było zostawiać nic na rano (Wj 16:19). Jego celem było dostarczanie jednodniowej porcji chleba, aby nauczyć swój lud ufności w Jego zaopatrzenie. Niestety, niektórzy z Izraelitów wątpili, że zrobi to, co obiecał i nie byli Mu posłuszni. Dlatego schowali trochę manny na następny dzień (bowiem wątpienie w Boże obietnice zawsze prowadzi do nieposłuszeństwa wobec Bożych nakazów). Kiedy obudzili się rano, znaleźli śmierdzącą, jedzoną przez robaki masę resztek manny (w. 20). Bóg uczył ich, aby polegali na Nim w kwestii zaopatrzenia. Mieli się tego uczyć przez długi czas.
Bóg który zaopatruje swój lud
Gdy weźmiemy pod uwagę ten starotestamentalny przykład i przy pomnimy sobie słowa: “Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”, zdamy sobie sprawę, że w tym wersie Modlitwy Pańskiej Jezus podkreśla ponadczasową prawdę: w każdej epoce Bóg uczy swój lud polegać nie tylko na dobrach, które wyzwalają w nas pragnienie posiadania ich coraz więcej, co na ich Dawcy, który zaspokaja każdą potrzebę.
Bóg pragnie, abyśmy się obudzili i odkryli na nowo, że codziennie nas wspiera. To dlatego polecił Izraelitom, aby zachowali niewielką ilość manny dla potomnych, mówiąc: „Napełnij nim omer na dla waszych przyszłych pokoleń, aby widziały ten chleb, którym was karmiłem na pustyni” (Wj 16:32). Postępując zgodnie z tą instrukcją, jedno pokolenie mogło mówić kolejnemu o rzeczywistości i cudowności Jego ciągłego, powszedniego zaopatrzenia.
Ojciec, którego poznajesz przez Jezusa, troszczy się o twoje osobiste, praktyczne i materialne potrzeby. Być może dziś rano, po obudzeniu, dręczył cię niepokój z powodu bieżących problemów lub nadchodzących wydarzeń w twoim życiu. Pamiętaj, że Bóg się o ciebie troszczy i możesz się do Niego zwrócić, darząc Go zaufaniem i prosząc Go, aby dał ci wszystko, czego dziś potrzebujesz. Możesz mieć pewność, że On da ci dokładnie to, co jest ci potrzebne dziś, a potem jutro, i tak dalej. Możesz wszystkie troski przerzucić na Niego, ponieważ On troszczy się o ciebie i zaspokaja twoje potrzeby (1 P 5:7).
Celem opatrzności w dziejach jest cześć oddawana Bogu przez Jego lud. Niezliczone opowieści o łasce i prawdzie muszą być wspominane ku uszlachetnieniu wiary oraz podtrzymaniu nadziei i prowadzenia przez miłość. „Wszystko bowiem, co przedtem napisano, ku naszej nauce napisano, abyśmy przez cierpliwość i pociechę z Pism mieli nadzieję” (Rz 15:4). Ci, którzy pielęgnują swoją nadzieję przez rozważania historii łaski, będą przeżywać swoje życie na chwałę Bożą. To jest właśnie głównym tematem tej książki. Jest to książka o trzech sławnych, ułomnych ojcach Kościoła chrześcijańskiego. Przede wszystkim jest to książka o łasce, nie tylko ze względu na Bożą wierność, triumfującą nad ułomnością człowieka, lecz także dlatego, że to właśnie łaska stanowiła o życiu i dokonaniach tych ludzi. Święty Augustyn (364–430), Marcin Luter (1483–1546) oraz Jan Kalwin (1509–1564) dzielili doświadczenie rzeczywistości wszechmocnej Bożej łaski.
Odkrycie przez św. Augustyna „suwerennej radości”
R.C. Sproul twierdzi, że dzisiejszy Kościół w dużej mierze znajduje się w pelagiańskiej niewoli. Być może receptą na wyleczenie się z niej jest dla Kościoła, a zwłaszcza dla miłośników Bożej suwerenności, odzyskanie zdrowej dawki augustiańskiej doktryny „suwerennej radości”. Chrześcijańska myśl i kaznodziejstwo w naszych czasach (włączając w to myśl reformowaną i kaznodziejstwo reformowane) w przeważającej mierze nie docierają do źródła tego, w jaki sposób łaska faktycznie triumfuje – mianowicie poprzez radość – i dlatego to chrześcijaństwo jest tylko w połowie augustiańskie, w połowie biblijne i w połowie piękne. Takie jest rozumienie łaski przez św. Augustyna. Łaska daje nam suwerenną radość czerpaną z Boga, która zwycięża radość czerpaną z grzechu. Innymi słowy, Bóg działa tak głęboko w ludzkim sercu, aby przekształcić źródła radości, tak abyśmy kochali Boga bardziej niż seks czy cokolwiek innego.
W umyśle św. Augustyna miłość do Boga nigdy nie sprowadza się do uczynków posłuszeństwa czy aktów siły woli. Nigdy nie popełnia błędu, cytując Ewangelię wg św. Jana 14:15 („Jeśli mnie miłujecie, przykazań moich przestrzegać będziecie”; BW) i twierdząc, że miłość jest tym samym, co przestrzeganie przykazań Chrystusa, podczas gdy tekst mówi, że przestrzeganie przykazań Chrystusa wynika z miłości do Niego. Jeśli mnie miłujecie, to będziecie mi posłuszni. (…) Następstwa doświadczenia św. Augustyna i jego teologii suwerennej radości są niezwykle istotne nie tylko dla kaznodziejstwa, lecz także dla ewangelizacji. To, co przydarzyło się św. Augustynowi, może przydarzyć się innym, ponieważ każde ludzkie serce jest takie samo. (…) Jeśli prawdą jest, jak mówi R.C. Sproul, że dzisiaj „nie uwolniliśmy się od pelagiańskiej niewoli Kościoła” – niewoli, z którą św. Augustyn walczył przez tak wiele lat w imię suwerennej radości – to powinniśmy modlić się, głosić, pisać, nauczać i pracować ze wszystkich sił.
Luter i jego studium.
Cierpienie było wplecione w życie Lutra. (…) Na zewnątrz wydawał się dla wielu kimś niezniszczalnym. Ci jednak, którzy byli bliżej niego, widzieli jego tentatio (…) To były te próby, o których mówił, że uczyniły go teologiem. Doświadczenia te towarzyszyły mu w dużej części podczas jego pracy egzegetycznej i podczas tworzenia greckiego leksykonu. Powinno to nas skłonić, abyśmy dwa razy zastanowili się, zanim zaczniemy narzekać na towarzyszące naszej służbie próby. Jakże często kusi mnie myśl, że presja, konflikty i frustracje są zwyczajnie przeszkodą w studiowaniu i rozumieniu. Luter (jak i Ps 119:71) uczą nas patrzeć na to wszystko w inny sposób. Ta dodająca ci stresu wizyta, która przerwała twoje studium, może być właśnie tą soczewką, dzięki której tekst otworzy się przed tobą jak nigdy dotąd. Tentatio – pokuszenie, cierń w ciele – jest niezamierzonym diabelskim wkładem w nasze stawanie się dobrymi teologami. Zwycięstwo w tych próbach nie zależy od nas.
Jesteśmy całkowicie zależni od wolnej Bożej łaski wzmacniającej nas i odnawiającej naszą wiarę. Luter wyznał, że w jego poczuciu opuszczenia i udręki wiara przekraczała jego siły. Dlatego musimy wołać tylko do Boga. (…) Luter i św. Augustyn byli zgodni w tej centralnej dla reformacji kwestii. Sercem teologii Lutra była całkowita zależność od wolnej i wszechmocnej łaski Boga uwalniającej bezsilną wolę człowieka z jej niewoli. Sercem teologii Lutra była całkowita zależność od wolnej i wszechmocnej Bożej łaski, ratującej bezsilnego człowieka z więzów jego własnej woli.
Służba ukształtowana przez boski majestat Słowa
Kalwin wiedział, czego chce. Chciał mieć radość w zakresie literackiej wolności i promować reformowaną wiarę jako literat. Sądził, że nadaje się do tego, że jest do tego stworzony. Jednakże Bóg miał wobec niego inne plany, podobnie jak to było w przypadku św. Augustyna czy Lutra, a także w przypadku wielu z nas, którzyśmy nie planowali tego, co się w naszym życiu wydarzyło. (…) Zamierzał udać się do Strasburga i tam tworzyć swoje dzieła w spokoju. Po jakimś czasie napisał do przyjaciela: „Doświadczenie mnie nauczyło, że nie jesteśmy w stanie zobaczyć daleko tego, co jest przed nami. Kiedy obiecałem sobie łatwe i niczym niezmącone życie, to czego najmniej się spodziewałem, miałem pod ręką”.
Wojna pomiędzy Karolem V a Franciszkiem I spowodowała ruchy wojsk i zablokowanie drogi do Strasburga, w związku z czym Kalwin musiał jechać objazdem przez Genewę. Myśląc retrospektywnie, ktoś mógłby zastanawiać się nad cudem opatrzności Bożej, która ustawiła wojska tak, aby postawić swoich pastorów tam, gdzie trzeba.
Jan Kalwin w Genewie
Dowiedziawszy się, że Kalwin przebywa tej nocy w Genewie, Wilhelm Farel, gorliwy przywódca reformacji w tym mieście, zrobił wszystko, by go znaleźć. Spotkanie to zmieniło bieg historii i dotyczy to nie tylko Genewy, lecz także świata. (…) Kierunek jego życia został nieodwołanie zmieniony. Nie tylko pod względem geograficznym, lecz także przez powołanie. Już nigdy więcej Kalwin nie będzie mógł mówić o „spokoju swoich studiów”. Od teraz każda strona z czterdziestu ośmiu tomów dzieł, traktatów, kazań i komentarzy, jakie napisał, zostanie wykuta na kowadle pastorskiej odpowiedzialności. Będąc w Genewie, podjął się odpowiedzialności najpierw jako wykładowca Pisma Świętego. Potem w ciągu czterech miesięcy został pastorem Kościoła pod wezwaniem św. Piotra – jednej z trzech parafii w dziesięciotysięcznym mieście.
(…) Był on, jak nazywa go Wolfgang Musculus, „ciągle napiętym łukiem”. Z jednej strony próbował dbać o swoje zdrowie, z drugiej sobie szkodził. Colladon mówi, że „nie dbał on specjalnie o swoje zdrowie przez wiele lat, zadowalając się jednym posiłkiem na dzień i nigdy nie podjadając pomiędzy dwoma”. Powodem, dla którego tak czynił, było przekonanie, że słaby żołądek i pojawiające się bóle migrenowe mogą zostać kontrolowane, do czego doszedł na drodze eksperymentalnej, dzięki stałej wstrzemięźliwości. Z drugiej strony nie dbał o zdrowie, pracując dniem i nocą bez przerwy. Jego determinację można wyczytać z listu wysłanego do Falais’go w 1546 roku: „Poza kazaniami i wykładami w minionym miesiącu zrobiłem niewiele – z tego powodu czuję się zawstydzony i bezużyteczny”. Chodzi tu tylko o dwadzieścia kazań i dwanaście wykładów w tym miesiącu!
Majestat Boga wyniesiony na kazalnicę
Co się stało, że Jan Kalwin tak wielce spoczywał pod majestatem Boga? I jak to wpłynęło na jego służbę i życie? Odpowiedzieliśmy na pierwsze pytanie, stwierdzając, że Kalwin doświadczył nadnaturalnego, wewnętrznego świadectwa ze strony Ducha, który przez Pismo zaświadczył o majestacie Boga. Dlatego też wszystko, co było związane z jego myśleniem, pisaniem i służbą, miało swój cel, a było nim ukazanie majestatu i chwały Boga. (…) Wszystko było wyjaśnianiem, wykładem Pisma. Brało się to z oglądania majestatu Boga w Piśmie. Pismo stanowiło centrum, bo bez wątpienia było Słowem Boga, a tym, co je uwiarygodniało, był majestat i chwała Boga.
Kaznodziejstwo Kalwina było takie samo od początku aż do końca: wytrwale przechodził przez każdą księgę biblijną. Nie odszedł od tego rodzaju podejścia do głoszenia przez prawie dwadzieścia pięć lat swojej służby w Kościele św. Piotra w Genewie – z wyjątkiem kilku świąt i specjalnych okazji. „W niedzielę zawsze brał się za Nowy Testament, robiąc czasem wyjątek dla kilku psalmów w niedzielne popołudnia. W tygodniu […] zawsze był Stary Testament”.
(…) Oto dlaczego kaznodziejstwo pozostaje czynnością centralną w życiu zboru nawet pięćset lat po pojawieniu się prasy drukarskiej, potem radia, telewizji, kaset, CD i komputerów. Słowo Boże wciąż mówi o majestacie Boga i jego chwale. To główna rzecz, gdy chodzi o służbę. I chociaż chwała i majestat Boga mogą dać się rozpoznać w cichym i szeptanym głosie wypowiadanym przy łóżku umierającej świętej osoby, to i tak jest w tym coś, co domaga się pełnego radości wyjaśnienia. To dlatego kaznodziejstwo nigdy nie umrze. Radykalna i przenikająca wszystko koncentracja na Bogu zawsze będzie wzbudzać w wierzących głód słuchania. Jeśli Bóg jest „JESTEM, KTÓRY JESTEM” – wielkim, absolutnym, suwerennym, tajemniczym i pełnym majestatu i chwały Bogiem, jakiego Kalwin dostrzegł w Piśmie.
Suwerenna radość a Augustyn
Niewielu dostrzegało lub odwzorowywało to tak, jak czynił to św. Augustyn. Zadanie świętości to zadanie spełnienia w Bogu, a spełnienie w Bogu jest Bożym darem suwerennej radości. Jest ona suwerenna, ponieważ w swojej pełni triumfuje nad wszystkimi przeciwnikami, walczącymi o nasze serce. Długi czas trwania przez św. Augustyna w niewoli grzechu służy tylko temu, aby moc jego wyzwolenia była jeszcze bardziej przekonująca. Była to niewola „błahych rozrywek”, która mogła zostać wypędzona tylko przez wyższą – suwerenną – przyjemność. Nikt z większą siłą niż św. Augustyn nie nauczał, że serce jest uczynione dla Boga i że nic innego nie wyprze grzesznych zalotników jak tylko szczęście poznania naszego prawdziwego Oblubieńca. „Stworzyłeś nas bowiem jako skierowanych ku Tobie. I niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie”.
Wielu wraz ze św. Augustynem sądziło, że „szczęśliwy jest ten, kto posiadł Pana”. Ale nie tak wielu sądziło, że to szczęście jest suwerenną radością, która uświęca duszę przez zazdrość niszczącą bożki. To jest to, czego musimy się nauczyć. Walka o świętość – walka o nasze uświęcenie – jest bitwą toczoną na płaszczyźnie tego, co kochamy, o co się troszczymy, co cenimy i z czego czerpiemy rozkosz.
Suwerenna radość a Luter
Moc spełnienia w suwerennej radości nie wyłania się ze ślepej duszy. „Lecz my wszyscy, którzy z odsłoniętą twarzą patrzymy na chwałę Pana, jakby w zwierciadle, zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z chwały w chwałę” (2 Kor 3:18). Ale gdzie możemy wpatrywać się w tę chwałę Pana? Nowy Testament odpowiada na to pytanie: „[…] światłość chwalebnej ewangelii Chrystusa, który jest obrazem Boga […], aby zajaśniało w nas poznanie chwały Bożej w obliczu Jezusa Chrystusa” (2 Kor 4:4, 6). Zwróćmy uwagę na słowa „ewangelii” oraz „poznanie”. Wpatrujemy się w chwałę Chrystusa w „ewangelii”. Wpatrujemy się w chwałę Boga poprzez „poznanie”. Chwała Pana, w którą wpatrywanie się jest prawdziwą „suwerenną radością”, widzialna jest w Ewangelii, poznaniu, przesłaniu, w Słowie. Och, jak Luter wybijał tę prawdę z nieubłaganą siłą przeciwko marzycielom, z ich dodatkowymi objawieniami, oraz przeciwko katolikom…
Suwerenna radość a Kalwin
Gdy Jan Kalwin ujrzał majestat Boga w Jego Słowie, został ujęty do niewoli, aby je głosić. Dla Kalwina głoszenie prawdy było wiernym, regularnym wykładaniem Słowa Bożego w pasji ku chwale Chrystusa. Było to nie tylko wykładanie, lecz także wywyższenie. Wyciągnięcie na pierwszy plan objawionych w spisanym Słowie majestatu Bożego i chwały Chrystusa dało początek głoszeniu,którego istotą był jego wykład. To właśnie nazywam głoszeniem. Wielkie oddanie Kalwina, jako jednegoz największych teologów, jacy kiedykolwiek żyli, głoszeniu Słowa przez całe życie jest dla nas wszystkich – ludzi świeckich i kaznodziejów – wezwaniem do radowania się z głoszenia Słowa. Niech więc Kościoły rozbrzmiewają takim ekspozycyjnym głoszeniem! Niech wierni pokochają słuchanie tego wspaniałego, nasyconego przez Boga dźwięku.
Artykuł został przygotowany przy wykorzystaniu treści książki ,,Suwerenna Radość” [Już wkrótce dostępna w sklepie!].
Październik to miesiąc, który kojarzy się nie tylko z jesienną aurą, ale także z ważnymi wydarzeniami w historii Kościoła – to czas, w którym obchodzimy Miesiąc Reformacji. Po ponad 500 latach od ogłoszenia 95 tez Lutra, Miesiąc Reformacji jest okazją do refleksji nad dziedzictwem religijnym, kulturowym i społecznym, które wpłynęło na kształt współczesnej Europy. W tym czasie warto sięgnąć po kilka pozycji związanych z tym tematem.
Cień Lutra, słońce luteranizmu…
Zapewne każdy z was doskonale zna Marcina Lutra, więc nie ma potrzeby przywoływać tu jego życiorysu na starcie; wrócimy do niego za moment. Inaczej sprawy się mają z Filipem Melanchtonem! Choć dla wielu nie jest tak znany jak Luter, to jednak wciąż odegrał on kluczową rolę w historii reformacji i można śmiało pokusić się o stwierdzenie, że jest on jednym z jej ojców i architektów. Bliski współpracownik i przyjaciel powszechnie znanego autora 95 tez, filolog, humanista i teolog, autor Augsburskiego Wyznania Wiary (1530), które stało się fundamentalnym dokumentem wyznaniowym luteranizmu. Ponadto, Melanchton był również znany ze swojego otwartego podejścia w samym sercu burzy religijnych sporów. W przeciwieństwie do Lutra, który często używał ostrzejszego języka wobec przeciwników, Melanchton starał się budować mosty między różnymi frakcjami religijnymi. Uważał, że istnieje możliwość pokojowego zreformowania Kościoła katolickiego i dążył do jedności chrześcijan, przez co bywał (i wciąż bywa) tak krytykowany jak i doceniany.
Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o tej jakże znaczącej postaci w świecie protestantyzmu zachęcamy do lektury książki „Poznaj Melanchtona”. Nie jest to opasłe akademickie tomiszcze, a raczej krótkie opracowanie jego życia dla laików – pozycja idealna, aby u podstaw zapoznać się z enigmą reformacji. Sam Luter mówił o nim: „Opinia i autorytet tego jednego człowieka znaczą dla mnie więcej niż wiele tysięcy marnych Ecków. Choć sam jestem magistrem sztuk wyzwolonych, filozofii i teologii, przystrojonym niemal wszystkimi tytułami Ecka, nie wahałbym się poddać swego autorytetu Melanchtonowi, gdyby się ze mną nie zgadzał”, dlatego też niech będzie to ostateczna zachęta aby spędzić z tą postacią nieco jesiennego czasu z książką!
Pierwszy patriarcha reformacji
W Miesiącu Reformacji nie można jednak pominąć samego Lutra, do którego zgodnie z obietnicą na moment wracamy! Wydawać by się mogło, że każdy z nas wie już o nim bardzo dużo, jeśli nie wszystko. Czy aby na pewno? Spuścizna tego wielkiego reformatora jest naprawdę ogromna i zróżnicowana. Książka „Dziedzictwo Lutra” jest świetną próbą podsumowania jego życia, myśli oraz dzieła. Lektura pod redakcją R.C Sproula i S.J. Nicholasa to zbiór artykułów utrzymanych w popularnonaukowym tonie, które są fantastyczną propozycją dla tych którym nie wystarczy wikipedia, a jednocześnie nie chcą zagłębiać się w akademickie biografie.
Konkurs!
Obie zaprezentowane pozycje są znakomitą propozycją dla wszystkich spragnionych solidnej, acz przystępnej dawki wiedzy o ojcach ruchu reformacyjnego. Dlatego też przygotowaliśmy konkurs, w którym obie pozycje są do wygrania! Po więcej informacji kliknij o tutaj!
Takie pytanie zadał mi znajomy, który nie jest chrześcijaninem. Z początku nie byłem pewien, o czym on mówi. Ale gdy się nad tym zastanowiłem, zrozumiałem, że chrześcijanie naprawdę dużo mówią o krwi. Pomyślmy chociażby o tekstach z hymnów kościelnych: „Co oczyszcza z grzechów mnie? Twoja krew, Baranku Boży”, „O głowo, coś zraniona, zhańbiona, zlana krwią”, „Twoja krew oczyszcza mnie”, (czy najbardziej chyba znaczący) „Wolność mam w Jezusa krwi”. Czasami myślę, że za mało czasu poświęcamy na rozmyślanie o roli krwi w naszym zbawieniu. Przecież czyjeś życie musiało zostać odebrane zamiast naszego. To znaczy, że nasz grzech to poważna sprawa – poważniejsza niż myślimy – i wymaga porażającej ceny. W następnej części Hbr 9, gdy nasz autor kontynuuje swoje porównanie Starego i Nowego Przymierza, mamy możliwość zatrzymać się i pomyśleć. Pokazuje nam zarówno powagę grzechu, jak i głębię Bożej miłości. Pokazuje, dlaczego ofiara Chrystusa była konieczna i czego dokonała.
Wieczne dziedzictwo
„[Jezus] jest pośrednikiem Nowego Testamentu, ażeby […] ci, którzy zostali powołani, otrzymali obietnicę wiecznego dzie- dzictwa” (w. 15). Autor używa tutaj określenia „dziedzictwo” bardzo celowo, ponieważ zamierza dokonać analogii związanej testamentem. W naszym tłumaczeniu tego nie widać, ale „wola” i „testament” to w grece to samo słowo. Dlatego nasz autor mówi „gdzie bowiem jest testament” (w. 16).
Jezus ma dla ciebie wspaniałe dziedzictwo, ale nie możesz go otrzymać, dopóki On – osoba, która stworzyła testament – nie odejdzie. „Testament przecież nabiera mocy po śmierci” (w. 17). Śmierć jest ścieżką do dziedzictwa. My otrzymujemy obietnicę wiecznego dziedzictwa” przez śmierć poniesioną” (w. 15).
U swoich podstaw dziedzictwo zdobyte przez Jezusa zawiera przebaczenie grzechów. „Występki popełnione za pierwszego testamentu” nigdy nie mogłyby być oczyszczone ofiarami ze zwierząt, a jedynie śmiercią Jezusa.
Bez wątpienia to „dziedzictwo” zakłada inne korzyści poza tymi, które wypływają naturalnie z przebaczenia nam. To wiąże się z naszym przyszłym zmartwychwstaniem – powstaniem z martwych i otrzymaniem nowego, zmartwychwstałego ciała. I w tym ciele będziemy cieszyć się nowym niebem i nową ziemią. Jednak najważniejszą częścią dziedzictwa jest sam Jezus. On jest wielką nagrodą. Tym, na co najbardziej czekamy, jest wieczne przebywanie z Jezusem.
Potrzeba krwi
Oczywiście śmierć Jezusa nie była pierwszą, w czasie której prze- lano krew. Jak przypomina nam nasz autor: „Dlatego i pierwszy testament nie był zapoczątkowany bez krwi” (w. 18). Innymi słowy, zawsze tak było: Bóg zawsze był święty; grzech był poważną sprawą; ktoś zawsze musiał za zawsze niego zapłacić.
W czasach Mojżesza, gdy ludzie po raz pierwszy zgodzili się na przymierze, Mojżesz pokropił ich krwią (w. 19-20; zob. Wj 24:7-8). Woda, szkarłatna wełna i gałęzie hizopu (w. 19) również były częścią rytuałów oczyszczenia (Lb 19:1-6).
Jednak to krew jest najważniejszym symbolem. „I prawie wszystko jest oczyszczane krwią zgodnie z prawem” (w. 22). Krwią spryskiwano ołtarz, wnętrze świątyni, a nawet wnętrze Miejsca Najświętszego, w którym znajdowała się Arka Przymierza (w. 21; np. Kpł 4:4-7; 16:14-16).
Często nie zdajemy sobie sprawy, jak koszmarnie musiało to wyglądać: krew na podłodze, krew na ołtarzu, krew na dłoniach i szatach kapłana, krew na ludziach. Wysyłało to jednak jasną teologiczną wiadomość: skutek grzechu jest bardzo poważny.
W Hbr 9:20 autor cytuje Wj 24:8, słowa użyte przez Mojżesza, by zainaugurować Stare Przymierze: „To jest krew przymierza”. Prawie te same słowa były użyte przez Jezusa, gdy dawał On początek Nowemu Przymierzu podczas Wieczerzy Pańskiej: „To bowiem jest moja krew nowego testamentu” (Mt 26:28).
Gdy wspominamy krzyż, uczestnicząc w Wieczerzy Pańskiej, powinniśmy słyszeć to samo przesłanie, które słyszeli starotestamentalni Izraelici, gdy szli składać ofiary w świątyni. Aby uczestniczyć w przymierzu z Bogiem – żeby zostać oczyszczonym, otrzymać przebaczenie i przystęp do Niego – potrzebujesz krwi.
Jednak w Nowym Przymierzu jest pewna różnica…
Przelana krew jest krwią Jezusa, jedyną krwią, która może zmyć grzech. Jezus dokonał istotnej zmiany w słowach Mojżesza: „moja krew”. On kochał cię tak bardzo, że dał za ciebie samego siebie. Ta bezwzględna potrzeba krwi Chrystusa jest podsumowana w Hbr 9:22: „bez przelania krwi nie ma przebaczenia grzechów”. Za tym wersetem kryją się dwie fundamentalne zasady teologii.
Pierwsza jest taka, że nasz grzech jest poważniejszą sprawą niż myślimy. Jest kosmiczną rebelią przeciwko prawemu Królowi wszechświata, która zasługuje na karę śmierci. Tak było od początku. W ogrodzie Eden Bóg powiedział Adamowi i Ewie, że jeśli zjedzą owoc z drzewa poznania dobra i zła, na pewno umrą (Rdz 2:17). Śmierć jest i zawsze była karą za grzech.
Druga zasada jest taka, że Bóg jest świętszy, niż zdajemy sobie z tego sprawę. Często wyobrażamy sobie Boga jako większą wersję nas samych i dlatego to Jego uważamy za problem. Dlaczego po prostu nie zacznie tolerować naszego grzechu? Ale rzeczywistość jest taka: Bóg jest czystą, świętą sprawiedliwością. Bóg jest tak święty, że nie może mieć kontaktu z grzechem; i tak troszczy się o sprawiedliwość, że zwyczajnie nie może zapomnieć o grzechu.
Nie ma ani jednego grzechu popełnionego na tym świecie, któremu Bóg pozwoliłby ujść bez kary. Bóg albo karze ten grzech w nas, albo w naszym reprezentancie, Chrystusie. Grzech jest potężnym problemem, który wymaga potężnego rozwiązania. Dlatego właśnie Chrystus musiał przyjść.
Konkluzja
Gdy umniejszamy powagę grzechu lub świętość Boga po to, żeby ludzie poczuli się lepiej, ostatecznie umniejszamy to, co Chrystus dla nas zrobił. Gdyby grzech nie był niczym wielkim lub Bóg nie był święty, wówczas Jezus nie musiałby umrzeć za nas na krzyżu, a Ewangelia nie byłaby już wspaniałą Dobrą Nowiną. Dlatego właśnie Stare Przymierze wiązało się z taką ilością krwi. Dzięki temu ludzie mieli świadomość, jak poważnym problemem jest grzech.
Artykuł pochodzi z treści książki List do hebrajczyków
Czy jest jeszcze ktoś kto nie zna Paula Washera? Ten znany misjonarz napisał również wiele ważnych dzisiaj książek. Washer jest znany z bezkompromisowego podejścia do nauczania biblijnego, co sprawia, że jego prace są cenne dla wielu chrześcijan. Książki te kierowane są zwłaszcza do tych, którzy pragną pogłębić swoje rozumienie wiary chrześcijańskiej. Zwłaszcza w czasach wielu błędów i fałszywych nauk. Od jakiegoś czasu na naszej stronie dostępna jest jego seria „Powrót do Ewangelii”. Dlaczego warto sięgnąć po te pozycje? Co w nich jest wyjątkowego? Zaraz opowiemy wam w skrócie o co chodzi w każdej z nich!
WEZWANIE EWANGELII
Paul Washer w swojej książce jasno pokazuje, że wezwanie Ewangelii to nie tylko łaskawe zaproszenie. Jest to między innymi stanowczy nakaz pokuty i wiary. Ewangelia wzywa ludzi do odwrócenia się od grzechu i zwrócenia się ku Bogu w głębokiej wierze przemieniającej życie. Washer zwraca uwagę na konieczność zrozumienia i zaakceptowania Bożych standardów sprawiedliwości, a także na potrzebę całkowitego zaufania Chrystusowi jako jedynemu Zbawicielowi. Autor silnie przeciwstawia prawdziwe zbawcze nawrócenie powszechnemu płytkiemu ,,wyznaniu Pana Jezusa jako swojego Pana i zbawiciela” i wszelkiej religii której nie towarzyszy święta przemiana myślenia i życia.
PEWNOŚĆ ZBAWIENIA
Druga książka tej serii, jak sam tytuł wskazuje skupia się na zbawieniu, a raczej o jego pewności i o tym jak odróżnić prawdziwą pewność zbawienia od fałszywej. Washer tłumaczy czym jest prawdziwa pewność zbawienia i ostrzega przed zagrożeniami związanymi z pustym wyznaniem wiary: zamiast polegać na subiektywnych uczuciach czy doświadczeniach, autor wzywa do badania własnego życia w świetle Pisma Świętego i poszukiwania owoców Ducha jako dowodów prawdziwego nawrócenia.
MOC EWANGELII
Ewangelia nie jest jedynie przesłaniem moralnym. Jest przede wszystkim dynamiczną siłą, która przemienia ludzkie życie. Washer podkreśla, że prawdziwe zrozumienie mocy Ewangelii prowadzi do głębokiej przemiany serca i życia, a także do odrzucenia grzechu i naśladowania Chrystusa z pełnym oddaniem. W książce Moc i przesłanie Ewangelii autor omawia wszystkie te istotne elementy dobrej nowiny Zbawiciela. Zapewnia nam przewodnik, który pomoże w ponownym odkrywaniu Ewangelii w całym jej pięknie, zgorszeniu i zbawczej mocy. Jest to lektura, która inspiruje do odnowienia osobistej relacji z Bogiem i oddania się Jego woli.
Czy pragniesz odkryć biblijną Ewangelię w całej jej mocy? Czy masz dość płytkiego chrześcijaństwa opartego o slogany i ,,soli która utraciła swój smak”? Gorąco zachęcamy do zapoznania się z tą serią!
Lato rozpoczęło się na dobre, a co za tym idzie wakacje i urlopy. W końcu zyskamy nieco więcej wolnego czasu, który może warto poświęcić na wartościową i wciągającą lekturę. Mamy dla was trzy idealne i bardzo aktualne propozycje. Są stosunkowo niewielkich rozmiarów więc można zabrać je ze sobą wszędzie. Idealnie nadadzą się do czytania na plaży czy na leżaku w ogrodzie!
W końcu, nie ma to jak dobra książka i mrożona kawa na plaży!
„Dziwny wspaniały świat” – czyli temat szczególnie dziś ważny
W XXI wieku wokół płci i tożsamości narosło wiele kontrowersji i nie do końca prawdziwych stwierdzeń. Jak odnaleźć się w tej rzeczywistości i jak właściwie ludzkość doszła do obecnego stanu kulturowego? Świetnie opisuje to Carl R. Trueman w swojej pozycji „Dziwny wspaniały świat”. Książka jest napisana w bardzo przystępny i prosty sposób, więc idealnie nada się na wakacyjną lekturę. Autor wnikliwie bada korzenie kulturowe i filozoficzne, które doprowadziły do rewolucji seksualnej i budowy współczesnego dominującego światopoglądu. To nie tylko historyczna analiza, ale także wezwanie do refleksji, jakże potrzebnej w dzisiejszym, niewątpliwie dziwnym choć wątpliwie wspaniałym świecie.
Książka o szczególnych rolach – „Kobiety i mężczyźni w Kościele”
Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę, a uznanie tej prawdy nigdy nie było ważniejsze niż dziś. Kevin DeYoung w książce „Kobiety i mężczyźni w Kościele” oferuje przystępne i biblijnie ugruntowane wyjaśnienie ról płciowych w chrześcijańskim kontekście. Pisze jasno i zrozumiale, co sprawia, że nawet skomplikowane i kontrowersyjne tematy stają się zrozumiałe dla każdego. Autor objaśnia zaprojektowaną przez Boga komplementarność obu płci, zarówno w życiu, jak i w posłudze kościelnej. Lektura ta przekazuje także czytelne i praktyczne wskazówki, które na pewno przydadzą się wam w codziennym życiu.
Ciężko podążać za tym, co mówi sama Biblia, kiedy zewsząd otacza nas medialny przekaz LGBTQ+. Kościół stoi prawdopodobnie wobec jednej z największych kontrowersji dotyczącej obyczajowości i moralności, zwłaszcza gdy na wszystkich sztandarach jest to co najważniejsze – miłość. Ale co na to Pismo Święte? Czy Bóg i jego słowo tak samo przedstawia pojęcie miłości, jak rozumie się je powszechnie? Czy Bóg jest homofobem i zabrania małżeństw między osobami tej samej płci? Sam Allberry, który sam identyfikuje się jako osoba zmagająca się z pociągiem do tej samej płci, dzieli się swoim osobistym doświadczeniem i wiarą. Opowiada, jak radzi sobie z tą kwestią, pozostając wiernym ortodoksyjnej chrześcijańskiej nauce. Ta krótka i przyjemna w odbiorze książka przynosi pozytywne i wyzwalające odpowiedzi. To zdecydowanie obowiązkowa lektura dzisiejszych czasów!
Biblia zaświadcza o wielkości absolutnej i suwerennej władzy Boga, gdyż jest On większy od wszystkich, oraz o zbawieniu przez Niego ludzkości dzięki odkupieńczemu dziełu naszego Pana Jezusa Chrystusa. Łącznikami i środkami wypełnienia tego dzieła w rzeczywistej historii są przymierza. Cała Biblia jest zresztą zapisem historii odkupieńczej połączonej przymierzami, dlatego można ją nazywać księgą przymierza obiecującą zbawienie. Bóg wyprowadził Izraela z Egiptu, „z żelaznego pieca”, by czynić go swoim ludem i stać się jego Bogiem pod rządami przymierza (Pwt 4:20; 1 Krl 8:51; Jr 11:4).
Przymierze jest obietnicą, którą Bóg celowo złożył ludzkości, ponieważ ją kocha (Kpł 26:9). Zatem ludzkość może zostać zjednoczona z Bogiem i wejść w osobową relację z Nim z pomocą Jego przymierza. Zasadniczym punktem i celem przymierza zawartego przez Boga z ludzkością jest uczynienie jej swoim własnym ludem. Ludzkość może stać się nim za sprawą przymierza zgodnie z zapewnieniem złożonym przez Boga w Jr 31:33 i Ez 36:28: ,,Ja będę im Bogiem, oni zaś będą Mi ludem” (Rdz 17:7; Wj 6:7; 19:5-6; Kpł 26:11-12; Pwt 29:13; 2 Krl 11:17; 2 Krn 23:16; Ez 37:27; 2 Kor 6:16). Słowo przymierze jest definiowane jako ugoda lub obietnica, zwykle przypieczętowana, zawarta przez dwie lub więcej stron, szczególnie w celu przeprowadzenia jakiegoś działania”.
Przymierze jest zazwyczaj ratyfikowane wówczas, gdy jest to korzystne dla obu stron. Jednak przymierze Boga stanowi ogłoszenie jednostronnej łaski Boga. Ta obietnica Boża jest niezmienna (Hbr 6:17) i wierna (Rz 3:3; 1 Kor 1:9; 10:13; 2 Kor 1:18; 1 Tes 5:24; 2 Tes 3:3; 2 Tm 2:13; Tt 1:9; 3:8; Hbr 11:11; 1 P 4:19; 1 J 1:9). Kiedy lud Boży będzie zachowywał przymierze, Bóg z pewnością wypełni je i odpowie pełną miłości łaskawością i prawdą (Ps 103:17-18). Ps 25:10 Wszystkie ścieżki Pana to łaska i prawda dla przestrzegających Jego przymierza i nakazów.
Cechy Przymierza
Jakie są najbardziej charakterystyczne cechy przymierza, które Bóg zawarł z ludzkością? Po pierwsze, jest ono jednostronne i suwerenne. Upadła ludzkość absolutnie nie spełnia warunków do posiadania relacji przymierza z Bogiem (Ps 14:3; Jr 17:9; Rz 3:10). Niemniej jednak Bóg, który jest większy od wszystkich, przybył i jednostronnie ustanowił przymierze, by urzeczywistnić potężne rządy, a mianowicie zbawienie dla swoich wybranych. Za sprawą bezwarunkowej łaski Boże przymierze zostało ofiarowane Adamowi, gdy na skutek upadku znajdował się w stanie zupełnego zepsucia. Taki jest, jak podaje Biblia, powód tego przymierza”, które Bóg ,,nadał” (Joz 7:11), „umocnił” (Kpł 26:9; Pwt 5:2) i ,,dał” (Dz 7:8). Ponieważ przymierze Boga podlega Jego suwerennym rządom, jest obietnicą niezmienną przez całą wieczność i w żadnym razie nie może być zerwane. Po drugie, jest wieczne.
W Pwt 7:9 stwierdza się, że Bóg ,,dochowuje przymierza […] do tysięcznego pokolenia” (zob. także 1 Krn 16:15). Również psalmista w Ps 105:8 wyznaje: „Zawsze pamięta o swoim przymierzu, o obietnicy dla tysiąca pokoleń”. Wyrażenie tysiąc pokoleń użyte w tych wersetach nie oznacza dosłownej liczby pokoleń, lecz stanowi symbol ,,wieczności”, czyli wyraża wieczność Bożego przymierza. Przymierze, które Bóg zawarł z Abrahamem, miało kontynuację nie tylko w przymierzach Mojżesza i Dawida, lecz także, w znacznie większym stopniu, w przymierzach z czasów następnych pokoleń. Dlatego skuteczność Bożego przymierza trwa nieprzerwanie przez wszystkie pokolenia. Nawet ludzkie przymierza nie mogą być obalone ani nie można do nich dodać warunków po ich ustanowieniu (Ga 3:15). Boże przymierze jest zdecydowanie mocniejsze niż ludzkie i obowiązuje przez całą wieczność. Bóg nie porzucił swojego ludu nawet wtedy, gdy jego członkowie złamali przymierze, i chronił ich, ponieważ było to Jego przymierze (Jr 29:10).
Ponadto Bóg odnawiał swoje przymierze w każdym pokoleniu. wszystkie opierają się Przymierza te nie wyłączają się wzajemnie na przymierzach, które zostały już ustanowione, i są z nimi powiązane. Zatem we wszystkich przymierzach Bożych istnieje ciągłość i jedność. Bóg musiał odnawiać i przywracać swoje przymierze w każdej epoce, żeby potwierdzić i objawić swoją odkupieńczą wolę zbawienia ludu wybranego. Miało to także mocno przypieczętować relację między Bogiem a Jego ludem.
Przymierze jako łaska dla ludzkości
Dlatego fakt, że Bóg ustanowił przymierze z ludzkością, wskazuje na Jego niezmienną łaskę i nieskończoną miłość. Z powodu tego przymierza możemy wyczekiwać nadziei nieba, która ostatecznie poprowadzi nas ku zbawieniu. Nasza nadzieja nie słabnie, gdyż Boże przymierze jest nieugięte i nie naruszy go żadne wyzwanie. Nawet przemijanie wieków i upływ czasu nie mogą podważyć wieczności przymierza, a jego wierności nie zdołają unieważnić ani obalić żadne okoliczności (Pwt 4:31; Ga 3:17).
Zastanówmy się teraz nad przymierzami Bożymi opisywanymi w Biblii. W ogrodzie Eden Bóg powiedział Adamowi: „Tylko z drzewa poznania dobra i zła nie będziesz jadł, bo w dniu, w którym z niego zjesz, umrzesz na pewno” (Rdz 2:17). Według tej obietnicy życie i śmierć Adama zależały od jego aktu (lub uczynku) posłuszeństwa. Dlatego obietnica ta nosi nazwę ,,przymierza uczynków”. Ponieważ przymierze uczynków zostało zawarte przez Boga z pierwszym człowiekiem, Adamem, który reprezentuje całą ludzkość, jest ono znane jako „zwierzchnictwo reprezentacyjne”.
Jednakże Ewa posłuchała węża i zjadła owoc z drzewa poznania dobra i zła. Ponadto także Adam zjadł owoc, który mu dała. W rezultacie oboje doznali upadku (Rdz 3:1-6). Wskutek swego nieposłuszeństwa Adam i Ewa nie mogli pozostać w miejscu, które zajmowali. W konsekwencji przez grzech jednego człowieka, Adama, na całą ludzkość zstąpiła śmierć, ponieważ „w Adamie wszyscy umierają” (1 Kor 15:22).
Od momentu upadku Adama Bóg ustanowił przymierze w celu odkupienia ludzkości. Zostało ono zainicjowane złożeniem obietnicy potomstwa niewiasty (Rdz 3:15) i trwało do czasów Noego (Rdz 6:18; 9:8-17). Obowiązywało w czasach Abrahama (Rdz 15; 17), jak również w czasach kolejnych patriarchów (Rdz 26:2-5; 28:10-22). Przymierze nabrało konkretów dzięki pokoleniu wyjścia z Egiptu i następującemu po nim pokoleniu wędrującemu na pustyni (Wj 19:5; 24:1-7; Pwt 29; 30). Później obowiązywało nadal w czasach Dawida (2 Sm 7:12-16), a w końcu zostało wypełnione przez Jezusa Chrystusa (Mt 26:26-28; Mk 14:22-25; Lk 22:19-20; 1 Kor 11:23-25; Hbr 7:22; 8:13).
Nasz nowy komentarz do Księgi Dziejów Apostolskich to nie tylko cenny przewodnik po tej fascynującej księdze, ale także inspirująca lektura napisana w przystępny sposób. Pozwala lepiej zrozumieć początki chrześcijaństwa i prezentuje praktyczne i użyteczne zastosowania prawd. Nadchodząca premiera tej książki to doskonała okazja, by wzbogacić swoją bibliotekę. Mamy dla was trzy krótkie, ale jakże ważne i wartościowe fragmenty komentarza R.C. Sproula dotyczące przede wszystkim Ewangelii i Kościoła.
Kościół, liczby i wzrastanie…
Сzasem, gdy oceniamy nasze wspólnoty, liczby wywołują w nas wielkie emocje. Przejawiamy tendencję do myślenia, że liczebność Kościoła jest ilościowym wskaźnikiem Bożego błogosławieństwa. Musimy podchodzić do tego z ostrożnością. Najliczniejsze odnotowane w Piśmie nabożeństwo miało miejsce u podnóża góry, w Księdze Wyjścia. To bałwochwalczy, bluźnierczy taniec wokół złotego cielca. Wspólnota Aarona była w tamtej chwili wielka i czyniła to, czym Bóg gardził. Można powiedzieć, że towarzyszyła jej nie ręka Pana, lecz diabła. Bóg był rozgniewany postępowaniem Jego ludu. To postępowanie przyczyniło się do „rozwoju”, ale nie było właściwe. Jeśli ręka Pana towarzyszy dziełu, mamy wszelkie prawo oczekiwać, że będzie ono wzrastać i będzie skuteczne. Musimy jednak uważać, bo sam wzrost nie dowodzi, że towarzyszy mu ręka Pana. Ręka Boża może nam nie towarzyszyć i wzrastać nie będziemy, możemy jednakże wzrastać bez ręki Pana.
Czym właściwie jest Ewangelia?
Jakiś czas temu na zjeździe księgarzy przeprowadzono ankietę. Uczestników, osoby zaangażowane w wydawanie chrześcijańskich książek, poproszono o podanie definicji Ewangelii. Po zestawieniu wyników okazało się, że tylko jedna odpowiedź odzwierciadlała koncepcję Ewangelii prezentowaną przez Nowy Testament. Dziewięćdziesięciu dziewięciu na stu nie miało pojęcia, czym jest Ewangelia. Niektórzy mówili: „Ewangelia jest taka, że Bóg cię kocha i ma dla ciebie wspaniały plan”. To nie jest Ewangelia. Inni mówili: „Ewangelia jest taka, że Jezus może zmienić twoje życie, jeśli zaprosisz Go do swojego serca”. To dobra wiadomość, ale to nie Ewangelia. Jeszcze inni stwierdzili: „Ewangelia polega na tym, że możesz mieć osobistą relację z Jezusem”. To też nie Ewangelia. Każdy już ma osobistą relację z Jezusem. Może to być relacja negatywna, jednak obecnie wszyscy w niej żyją, czy tego chcą, czy nie.
„Dzielę się Ewangelią” – czy aby na pewno?
Słyszymy ludzi regularnie mówiących: „Jestem zaangażowany w dzielenie się Ewangelią”, ale jeśli spojrzymy na treść tego, czym oni się dzielą, to wcale nie jest to Ewangelia. Mogę podzielić się z moim sąsiadem, że Jezus zmienił moje życie; jest to wspaniałe świadectwo, ale to nie Ewangelia. Mogę powiedzieć moim przyjaciołom: „Mam dla was dobrą wiadomość: Bóg was kocha”. To również nie Ewangelia. W pojęciu Nowego Testamentu Ewangelia jest rozumiana w kategoriach określonej treści, a ta treść nie jest ani o mnie, ani o tobie. Treść skupia się na osobie i dziele Jezusa – kim On jest i co uczynił – i dodaje, jak przez wiarę możemy otrzymać korzyści z Jego służby.
Zachęcamy wszystkich zainteresowanych teologią, historią wczesnego Kościoła oraz tych, którzy pragną pogłębić swoją wiarę, do sięgnięcia po ten wyjątkowy komentarz. Niech stanie się on przewodnikiem i inspiracją na Waszej duchowej drodze. A premiera już niebawem! Śledźcie zatem nasze social media.
Co pierwsze przychodzi wam na myśl, kiedy słyszycie Biblia dla dzieci? Kilka wyrwanych z kontekstu historii, które oczywiście wciąż pozostają ważne, ale oderwane od szerokiej narracji ? Czy najmłodszym nie należy się wyjaśnienie całokształtu Pisma Świętego? Zobaczcie, dlaczego propozycja Kevina DeYounga jest taka wyjątkowa!
Trudne prawdy w mniej trudnym wydaniu
Na ogół nie mamy problemu z wytłumaczeniem naszym dzieciom o co chodzi z arką Noego, stworzeniem świata czy narodzinami Chrystusa. Co jednak powiedzieć, kiedy poruszany zostaje temat cierpienia? Nawet dla nas, dojrzałych chrześcijan, nie jest to proste. Jednak ta Biblia dla dzieci radzi sobie z tym przekazem znakomicie! Znajdziemy tu historię Hioba, wypędzenie demonów w stado świń z Ewangelii św. Marka czy Objawienie św. Jana. Nie brzmi jak coś, co jest szczególnie przyswajalne dla najmłodszych, prawda? Jednak Kevin DeYoung takie trudne prawdy i opowieści biblijne przekazuje w bardzo przystępny sposób!
Wyjątkowe ilustracje w wyjątkowych kolorach
Co dzieci kochają w książkach najbardziej? Oczywiście, że obrazki, a najlepiej te zawierające całą paletę barw. Ilustracje w wykonaniu Dona Clarka, które możecie kojarzyć z naszych innych publikacji, są bardzo inspirujące i niedosłowne. To też świetny trening dla wyobraźni oraz urozmaicenie czasu z lekturą. Żywe barwy, porywająca akcja i niewiarygodna dbałość o szczegóły składają się na genialny efekt. Możecie wraz ze swoimi pociechami trochę dłużej się nad nimi zatrzymać. Na pewno zapadną w pamięć najmłodszym, a przy okazji same biblijne historie będą wydawać się bardziej interesujące!
Spójna całość, a przede wszystkim modlitwa
Co jeszcze wyróżnia Biblię dla dzieci DeYouga? Spójność i przedstawione zgodnie z biblijną chronologią historie to niewątpliwie jej ogromny atut. To przejście od pięcioksięgu, przez księgi historyczne, poetyckie i prorockie, aż do Ewangelii, listów i Objawienia św. Jana! Wasze dzieci od najmłodszych lat mogą zagłębiać się w Słowo Boże, bez przesadnych uproszczeń, lecz z dokładną ekspozycją biblijnych ksiąg wciąż jednak w sposób przystępny dla małego odbiorcy. Dodatkowo pod omówieniem każdego fragmentu znajduje się specjalna, tematyczna krótka modlitwa, która sprawi, iż studiowanie Słowa Bożego z pomocą tej pozycji, stanie się więcej niż małą szkółką – okazją do budowania wspaniałych wspólnych wspomnień z rodzicami, gorliwie przekazującymi żywe prawdy wiary przyszłym wyznającym chrześcijanom!
Przygotowujecie się właśnie do ślubu? John Piper w swojej książce przeprowadzi was nie tylko przez proces zaręczyn i planowania wesela, lecz także pomoże wam zadać sobie wszystkie niezbędne pytania, by w przyszłości stworzyć zdrowe i szczęśliwe małżeństwo. Autor rzuca nowe światło na tę instytucję, ukazując jej głębię i piękno.
Trwałe małżeństwo, czyli znaczenie bycia mężem i żoną
Zapewne targają wami teraz różne emocje, a może czujecie się nawet zagubieni i przytłoczeni nową rzeczywistością, która ma nadejść już za chwilę. Przed złożeniem sobie przysięgi w obecności Boga, warto zastanowić się nad głębszym znaczeniem tego związku. W końcu małżeństwo to więcej niż tylko umowa między dwiema osobami. To przede wszystkim obraz miłości między Chrystusem, a Jego Kościołem. „Zanim powiecie sobie tak” poprzez analizę fragmentów z Biblii pokazuje znaczenie oraz konsekwencje bycia mężem i żoną. Odsłania również tajemnicę trwałego i pełnego radości małżeństwa, które odzwierciedla Bożą miłość. Zagłębienie się w tej lekturze na pewno was uspokoi i rozwieje wszelkie wątpliwości!
Wzrastanie w miłości do siebie i Boga
Książka ta nie zawiera jedynie pustej teorii, ale przede wszystkim praktyczne wskazówki dotyczące budowania silnych fundamentów pod wasze wspólne życie. John Piper dzieli się mądrością i perspektywą, które pomogą wam lepiej zrozumieć wasze role chrześcijańskich małżonków. Dowiecie się, jak wzrastać w miłości i szacunku do siebie nawzajem oraz przeżywać wspólne życie na chwałę Boga. W tej niezbyt obszernej lekturze poruszone zostały kwestie finansów, wychowywania dzieci, modlitwy, spędzania czasu z przyjaciółmi, a nawet samochodu i mieszkania. Wszystkie potencjalne problemy i kości niezgody możecie przedyskutować, zanim powiecie sobie „tak”, a wasze małżeństwo oparte na biblijnych zasadach będzie piękną realizacją Bożego planu. W końcu związek, który będziecie tworzyć powinien przede wszystkim chwalić naszego Pana.
Trudne tematy, a przede wszystkim komunikacja
Pozycja okaże się niezwykle pomocna nie tylko dla tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją wspólną drogę, ale również dla par szukających swego rodzaju odnowy w istniejącym już związku. John Piper nie unika trudnych tematów i problemów, z którymi zmaga się prędzej czy później każde małżeństwo. Mowa tu, między innymi o walce z egoizmem, wybaczaniu i komunikacji, która często okazuje się cięższa niż nam się wydaje. Autor zachęca czytelników do głębokiej refleksji nad mniej wygodnymi tematami i proponuje praktyczne strategie. Pomogą wam one pokonywać trudności oraz budować więź opartą na miłości i zaufaniu.