Gniew – sposób na morderstwo. Kevin DeYoung

Szóste przykazanie stało się przyczynkiem do rozmowy o sercu, gdyż w Kazaniu na górze Jezus daje wyraźnie do zrozumienia, że przykazanie to zabrania nie tylko morderstwa (Mt 5:21-22). Uczy nas ono, że Bóg nienawidzi tego, co jest korzeniem morderstwa: zazdrości, gniewu, pragnienia zemsty oraz każdej myśli, słowa, spojrzenia i czynu, które w jakikolwiek sposób ubliżałyby czy uwłaczały drugiemu człowiekowi. Co więcej, „Bóg […] chce zarazem, abyśmy kochali naszego bliźniego jak siebie samego i okazywali mu cierpliwość, pokój, łagodność, miłosierdzie i życzliwość oraz, o ile to w naszej mocy, zapobiegali złu, które mogłoby go spotkać, a także, byśmy dobrze czynili nawet naszym nieprzyjaciołom” (pytanie 107). Właśnie to sprawia, że tak trudno nie złamać tego przykazania. Nigdy nie przeprowadziłem aborcji i nigdy, nawet nieumyślnie, nie zabiłem człowieka (Bóg gotów jest nam przebaczyć i takie występki), ale zaledwie wczoraj zmagałem się z gniewem niemającym nic wspólnego ze słusznością. Skrzywiłem się, bo samochód przede mną jechał dużo poniżej dozwolonej prędkości i huknąłem na moje dzieci, kiedy skakały po łóżkach zamiast do nich wskakiwać. Nie wymyśliłem tych przykładów na poczekaniu. Naprawdę często wpadam w gniew, i to nieświęty, co w ogóle mnie nie bawi, bo taki gniew to grzech. Gniew to jeden z tych grzechów, na które zbyt łatwo przymykamy oko, mówiąc, że to przecież nic takiego. Owszem, gniew nie zawsze tożsamy jest z grzechem (przypomnijmy sobie zachowanie Jezusa w świątyni). Można się gniewać i nie grzeszyć (Ef 4:26). Tyle że – jeśli jesteśmy z sobą szczerzy – większość kotłującej się w nas złości do wspomnianej kategorii nie należy. Gniew, który jest grzechem, to ten skierowany ku niewłaściwej osobie, wypływający z niewłaściwych pobudek i zazwyczaj nieproporcjonalny do wywołującej go zniewagi. Niestety, taki najczęściej jest nasz gniew. Wyżywamy się na ludziach, wpadamy w złość z mało szlachetnych przyczyn i wybuchamy z powodu błahych zranień czy drobnych niedogodności. Jesteśmy opryskliwi dla kasjerów, niemili dla pracowników telefonicznej obsługi klienta, chowamy urazy wobec małżonków, plujemy jadem, gdy przegrywa ulubiona drużyna sportowa, i życzymy naszym wrogom najgorszego, karmiąc się myślami o słodkiej zemście na tych, którzy nas skrzywdzili.
Mamy problem z gniewem. Nie chodzi o to, że wpadamy we frustrację, że ktoś nas wyprowadza z równowagi, wpędza w złość czy doprowadza do szewskiej pasji. Jesteśmy pełni gniewu. Gniew, bez względu na to, co go wzbudza, wypływa z gniewnego serca – a tego nie wolno zignorować, gdyż staje się on szansą dla diabła (Ef 4:27). Nienawiść niczym się nie różni od morderstwa, a „żaden morderca nie ma życia wiecznego zostającego w sobie” (1 J 3:15). Spory, kłótnie i ataki gniewu są uczynkami ciała, a ci, którzy takie rzeczy czynią, królestwa Bożego nie odziedziczą” (Ga 5:19-21). Popieram gorliwość i prawe oburzenie. Chcę, aby ludzie nienawidzili niesprawiedliwości i mieli w pogardzie fałsz. To, czego nie chcę, to Kościół pełen złośliwych, gniewnych ludzi. Mamy miłować naszych nieprzyjaciół i modlić się za tych, którzy nas prześladują. Jeśli miłujemy tych, którzy nas miłują, jaką mamy nagrodę? ,,Czyż i celnicy tego nie czynią?” (Mt 5:46; por. w. 44). Jeśli nie miłujemy naszych bliźnich – także tych, których teologia jest błędna i którzy doprowadzają nas do szału – to nie zostaliśmy przemienieni przez Ducha Jezusa i nie powinniśmy się wypowiadać na temat morderstw czy grzechów innych, gdyż nie zrozumieliśmy treści szóstego przykazania.

Artykuł pochodzi z treści książki Niemalże zapomniana dobra nowina

Dodaj komentarz